Gdzieś nad Wetliną, czyli z głową w chmurach



Jak góry, to Bieszczady, a jak Bieszczady, to Połonina Wetlińska. Z takim nastawieniem ruszyliśmy w pierwszą wycieczkę po najdzikszych szlakach występujących w Polsce. 

Trasę rozpoczęliśmy w Wetlinie. Stare Sioło i parking obok sklepu spożywczego wydawał się najlepszą alternatywą dla początkujących turystów. Z góry założyliśmy, że na pierwszy raz wystarczy i trasę pokonamy, omijając Smerek. Według oznakowania do Przełęczy Orłowicza mieliśmy ok. 2 godzin, dalej do schroniska ponad 4 godziny. Wyruszając po godz. 7:00, mieliśmy wielką szansę, że na trasie nie zastanie nas burza, przewidywana na godz. 13:00. 





Wędrówka przez połoninę zapowiadała się nad wyraz ciekawie. Słońce coraz bardziej przebijało się  przez chmury, a temperatura powietrza nie miała być aż tak wysoka, jak w dniach poprzednich.



Pierwotnie na szlak miał iść z nami Robin. Kilka dni przed podróżą wyczytaliśmy, że czworonogi jednak nie są mile widziane w Parku Narodowym, więc nasz pies  pozostał w wynajętym domku.



Prognozę pogody trzeba sprawdzać, ale nie do końca należy jej ufać. Po wspinaczce przez las usłyszeliśmy pierwsze tego dnia grzmoty. Do przełęczy zostało jakieś 20 min drogi. To tam miało się rozstrzygnąć, co robimy dalej.






Z przełęczy zazwyczaj doskonale widać Smerek i charakterystyczny krzyż na szczycie. Tym razem było jednak inaczej. Chmury całkowicie zasłaniały wzniesienie. Gdy grzmotów nie było już słychać, a Smerek powoli odsłaniał swoje walory, ruszyliśmy w dalszą drogę z nadzieją, że teraz będzie już tylko lepiej.






W Bieszczadach nie można narzekać na brak fauny i flory. Po drodze spotkaliśmy pliszki, które nie uciekały na widok człowieka. Odpowiedni sprzęt był w plecaku, więc nie udało mi się sfotografować ptaków.







Chmury nie ustępowały. Jak miało się później okazać, trafiliśmy w jedyne okno pogodowe, by cokolwiek zobaczyć.




Dalej już było tylko gorzej. Gdzieś na horyzoncie mieliśmy widzieć schronisko "Chatka Puchatka", ale nie tym razem. Miejscami widoczność wynosiła poniżej 20 metrów. Najpierw Osadzki Wierch, potem walka z czasem - wiedzieliśmy, że nieuchronnie zbliża się burza.



Choć na szlaku nie mijaliśmy wielu turystów, to do Chatki Puchatka dotarły tłumy. Wiedzieliśmy, że tutaj schronienia nie znajdziemy.


Około godziny 13:00 ludzie wciąż ruszają w górę. Ten szlak z Wyżnej jest wręcz oblegany przez dorosłych i dzieci. Co więcej, ich stopy zazwyczaj nie są chronione przez odpowiednie obuwie. Mimo zapewnień z naszej strony, że na górze nic nie widać, turyści niewzruszeni podążali w górę, niczym mrówki do słodkiego.  Niektórzy zrozumieli jednak, że już nie ma wyjścia, a wkrótce zaszaleje nawałnica.



Wycieczkę skończyliśmy na Przełęczy Wyżnej. Pomimo ochrony, przemoczeni niemal do suchej nitki. Wiedzieliśmy, że ktoś w bazie na nas czeka, więc do punktu wyjścia dojechaliśmy busem.
Prawie każdy wraca w Bieszczady, my na Połoninę Wetlińską kiedyś wrócimy, by zobaczyć to, czego nie udało nam się zobaczyć.

https://mapa-turystyczna.pl/track/7dd90c2d4dd8e8dae25140daacb61c5c

Komentarze

Popularne posty z tego bloga