Gdzieś w Karkonoszach - na Śnieżne Kotły i Śnieżne Kotły Stawiki
Śnieżne Kotły i Śnieżne Kotły Stawiki postanowiliśmy odwiedzić w jednym podejściu, tworząc sporą pętlę, bo aż 18 km planowanych, a jak się okazało ponad 21 km i prawie 10 godzin trudnej wędrówki. Czy było warto?
Nie bez przyczyny na niektórych blogach, vlogach nie znajdziemy wycieczki, która opisywałaby przejście pętli, w której możemy zaliczyć zarówno szczyt jak i stawiki u podnóża. Kilometry pokonane po górach, tych górach... heh. A my jeszcze nadłożyliśmy drogi, wybierając inne zejście, nie znając szlaku.
Wycieczkę rozpoczęliśmy rankiem, zaczynając od parkingu w Jagniątkowie, nieopodal Trackiej Góry. Praktycznie od razu mamy pod górkę, choć nie wydaje nam się, że kąt nachylenia trasy jest większy, niż w Beskidzie Żywieckim. Docieramy do Trzeciej Drogi, a tam możemy chwilę odpocząć.
Idziemy ostro pod górę. Kiedy docieramy do punktu widokowego, spostrzegamy tablicę informującą o zagrożeniu SARS-Co-V-2. Brawo. Tutaj postanowiliśmy odpocząć nieco, ale samo fotografowanie nie miało najmniejszego sensu. Widok z punktu niezwykły, pokazujący przestrzeń, ale o tej porze dnia przeszkadzało nam słońce. Wiedzieliśmy, że fotografia tym razem nie odda tych wrażeń.
Co jakiś czas pojawiają się tablice informacyjne
i ta nieograniczona przestrzeń.
Widzimy wreszcie Wielkiego Szyszaka oraz Śnieżne Kotły.
Tutaj zaczynają się "schody", ponieważ na górę prowadzi dosyć wąski szlak. Turyści, którzy nas mijają nie zawsze poruszają się prawidłową stroną. Szlak prowadzi między rumowiskiem, kamienie ułożone wyznaczają kierunek marszu.
Na Śnieżnych Kotłach stoi budynek stacji nadawczej, niegdyś schronisko. Trzeba przyznać, że sam szczyt i pionowe, polodowcowe skały robią ogromne wrażenie. I ta ogromna przestrzeń, coś pięknego.
W oddali, u zbocza góry zobaczymy stawiki, które zamierzamy odwiedzić za jednym razem.
Jeszcze spojrzenie na czeską stronę i ruszajmy do szczytu.
Wielki Szyszak widziany z okolic stacji nadawczej.
Nie schodzimy tą samą drogą. Idziemy dalej żółtym szlakiem w kierunku schroniska pod Łabskim Szczytem. Po drodze podziwiamy panoramę okolic Szrenicy, podziwiamy kosodrzewinę, która rośnie na tej wysokości.
Schronisko pod Łabskim Szczytem ominęliśmy, skręcając wcześniej na Mokrym Rozdrożu w szlak koloru zielonego, który prowadził (często pod górę) po rumowisku skalnym.
Martwe świerki robią wrażenie.
Rumowisko, po którym musieliśmy się przemieszczać budzi respekt. Jest niebezpiecznie, a droga bardzo się dłuży. Niektórzy potrafią biegać tamtędy niczym kozice górskie, ale nam ta droga bardzo nie odpowiadała.
Same Śnieżne Stawiki? Szału nie ma - powiem szczerze. Tylko wysiłek z powodu chęci dotarcia oraz sfotografowania przestrzeni, Kotłów z dołu. Nie powtórzyłbym trasy o innej porze roku, ani za kilka lat. Wybrałbym: krótko na stawiki, albo krótko na szczyt Śnieżne Kotły.
Kulminacją niepowodzeń podczas tej wędrówki okazało się zejście szlakiem innym niż planowaliśmy. To nie tak, że drogę pomyliliśmy. Chcieliśmy skrócić trasę, schodząc wcześniej szlakiem niebieskim. Zamiast Rozdroża pod Śmielcem wybraliśmy zejście na Rozdrożu pod Wielkim Szyszakiem. Zamiast znajomego zejścia spotkało nas stroma podróż potokiem, po wielkich, śliskich kamieniach, po niemniej śliskich korzeniach i błocie. Tej trasy w dół żałuję. Skrótu nie było, była nadwyżka czasu i kilometrów. Były chwile zwątpienia, była rozpacz. W dół nie mamy żadnego zdjęcia, tylko wspomnienie trudnej, karkołomnej trasy.
Podsumowując - nigdy więcej nieplanowanych tras. Ta wycieczka winna raczej być podzielona na dwa dni (mając na uwadze pewne okoliczności zdrowotne).
Komentarze
Prześlij komentarz