Rowerem na Skrzyczne i Malinowską Skałę

 


Rowerowa wycieczka na Skrzyczne w Beskidzie Śląskim to świetna zabawa, okupiona sporym wysiłkiem, a nawet bólem. Wycieczka z Wisły Czarne do łatwych nie należy, ale daje sporo frajdy na kilka godzin spędzonych na szlaku.


Szkoda, że nie macie rowerów elektrycznych. Moglibyście podjechać do Skały Malinowskiej 

Kto jak nie my? Zasada jest prosta. Kiedy damy radę jechać, jedziemy. Kiedy musimy prowadzić rower pod górę, z góry, prowadzimy. Najważniejsza jest dobra zabawa, ale z rozsądkiem. W kierunku Skały Malinowskiej wyruszyliśmy z Wisły Czarne, przy czym przygodę zaczęliśmy od prowadzenia rowerów pod strome wzniesienie. Dopiero na Cieńkowie mogliśmy spokojnie wsiąść i pokręcić nieco. Szuter nie pomagał ani w podjazdach, ani podczas zjazdu w drodze powrotnej - można było zaliczyć wywrotkę. W górę i w górę, a gdy dotarliśmy do szlaku czerwonego rezygnacja z dalszej podróży była blisko. Jednak wytrwałość popłaca i po kilkunastominutowej trudnej wspinaczce z rowerem przy boku dotarliśmy do  Malinowskiej Skały. W zasadzie to był nasz punk docelowy, ale najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego był na wyciągnięcie ręki. Przysłowiowy "rzut beretem" i Skrzyczne stanie się faktem. Nie do końca, ale znowu upór i chęć sprawdzenia swoich możliwości wzięły górę. Na samym szczycie nie liczyliśmy na piękne widoki. Dla nas nagrodą była sama rowerowa wycieczka oraz to, że teraz to tylko z górki. Z górki oczywiście też nie jest łatwo. Niemiłosiernie bolą dłonie od dźwigni hamulców, no i oczywiście nie każdy odcinek byliśmy w stanie zjechać. 

Sporo rowerzystów korzysta z wyciągu, by później pojeździć po górkach i wjechać na Skrzyczne. Większość rowerów to rowerki ze wspomaganiem elektrycznym. My do tej decyzji jeszcze nie dojrzeliśmy i oby długo jeszcze nie. Nie ma to, jak wycisnąć siódme poty i móc opowiedzieć - kocham MTB.


















Komentarze

Popularne posty z tego bloga